Minęło dwadzieścia sześć lat odkąd niespełna dziesięcioletni Antoni Józef Tomasz Ostrowski – najstarszy syn Antoniego hrabiego Ostrowskiego i jego drugiej żony Antoniny, opuścił Tomaszów Mazowiecki – miejsce gdzie przyszedł na świat i spędził wczesne dzieciństwo. Wraz z matką Antoniną i młodszym rodzeństwem wyjechał z Królestwa Polskiego po klęsce powstania listopadowego. W listopadzie 1831 roku spotkali się w Podgórzu – miasteczku podkrakowskim leżącym na terytorium austriackim – z Antonim hrabią Ostrowskim. Spędzili tam kilka miesięcy. Towarzyszyła im Julia Michałowska – najstarsza córka Antoniego hrabiego Ostrowskiego z pierwszego małżeństwa, jej mąż Piotr Michałowski (brat Antoniny), a także Tomasz, Krystyn i Stanisław Ostrowscy. Latem 1832 roku Antoni J.T. wraz z matką, bratem Ludwikiem i siostrą Józefiną wyjechali do ojca do Francji, który na emigrację wyruszył już 2 marca 1832 roku.
W czasie kwerendy w siedzibie Biblioteki Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego we Wrocławiu pracownicy merytoryczni Muzeum natrafili na niezwykłe listy pisane przez Antoniego Józefa Tomasza do matki Antoniny, który po dwudziestu sześciu latach wrócił jako dorosły mężczyzna do Tomaszowa. Antoni pracował w Warszawie jako współtwórca i redaktor „Kroniki Wiadomości Krajowych i Zagranicznych” (od 1856 roku). Dopiero po odzyskaniu pałacu i części dawnego majątku przez rodzinę Ostrowskich przyjechał jak to sam określił do Tomaszowszczyzny. Był to bardzo wzruszający powrót, retrospektywny, a jednocześnie relacjonujący zmiany jakie zaszły na przestrzeni ćwierć wieku w Tomaszowie i jego okolicach. Wiele zapisało się w pamięci dziecka…Był to także powrót pełen planów na przyszłość.
Oto fragmenty listów…
Zawada 11go sierpnia 1857
Otóż i chwała Bogu jestem już w Tomaszowszczyźne już w Zawadzie. Wybierałem się tu już od 1go lipca, a tembardziej od sierpnia aliści zawsze coś przeszkadzało. O 5⅟₂ z rana byłem na mszy u Świętego Krzyża i stamtąd po spakowaniu się wyjechałem pociągiem towarowo – osobowym o 8mej z rana; w Rokicinach (stacyi kolei skąd droga do Tomaszowa) stanąłem o 1ey. Tam extra pocztę wziąłem i stanąłem na gruncie Zawadzkim punkt o 3ey; w kilka minut potem mój administrator z daleka ostrzeżony trąbką witał mnie na dworze czyli na folwarku w Zawadzie. Nie było co się rozwodzić nad wrażeniami bo tu ogromną robotę mam i mieć będę, rachunki rewidować, podania do władzy coraz to nowe robić itd. Obeznać się z folwarkami, z gospodarstwem, włościan słuchać. Zasiedliśmy więc zaraz do roboty […].
12go sierpnia, środa
Jestem w ciągłym rozerwaniu, jedna praca zastępuje drugą, a jeszcze bardziej jedno wrażenie zastępuje drugie. Opiszę wszystko chronologicznie, aby jakoś niczego nie opuścić. W poniedziałek rano wyjechałem obejrzeć Łazisko, bo już Zawadę byłem zwiedził, gumna, stodoły i dziury w niebo, bo tego najwięcej ǀ: […]. Wieczorem konno objechałem pola od Jadwigowa gdzie za naszych czasów był las i potem zastąpili mi drogę żniwiarze i Filipka, pierwsza żniwiarka powróstwo rzucając przed klaczą aby mnie związać powinszowała mi w imieniu gromady szczęśliwego powrotu; pogwarzyłem sobie z całą czeredą żniwiarzy których miałem tego dnia 62ch – pytali się o Mamę i o resztę – […]. Wczoraj rano mój administrator wiedząc, że się wybieram ku Pilicy przestrzega mnie, że mogę zabłądzić bo to kawał drogi; a ja na to nic tylko sobie jadę na nowy Ostrów (sterczący obecnie ruinami i gruzami), potem lasem zawadzkim niemiłosiernie zrujnowanym, ku Tomaszowu, ale mi główną drogą, tylko tą co prowadzi do Brzustówki, poza kościołem. Wyjechałem z lasu i widzę Tomaszów przed sobą ǀ jużem go był poprzedniego dnia z Niebrowa dojrzał ǀ: widok to śliczny tych czerwonych dachów nad białymi murami, a las wokoło. Ale las okrutnie tu zniszczony. Pamięta Mama że kościół był tuż pod lasem, teraz zaś jest o dobrą wiorstę od najbliższej sosny tak dalece wycięto las w koło miasta. […] Nie chciałem wjeżdżać do miasta, zwróciłem na prawo do Brzustówki, potem wzdłuż Pilicy na Bocian, z Bociana na Gustek przez Wolbórkę wokoło pałacu ku Starzyckiej drodze, stamtąd Preczbiedę przez Niebrów, […] i las do Zawady na obiad. Nie chciał wierzyć administrator że w ten sposób cały klucz Tomaszowski objechałem, nie pytając nikogo o drogę, jadąc po tych drogach, manowcach i wykrętach tak jak gdybym nigdy z tych miejsc nie był wyjechał. Co się ze mną działo, nie do wyobrażenia, powróciwszy do Zawady położyłem się, po prostu gorączka mnie trzęsła. To o czem się tyle lat marzyło w snach że się zagląda do Tomaszowa z daleka, ukradkiem, z obawą, to się ziściło na jawie, tylko już bez obawy ale z żalem że się samym na te wrażenia było. Wczoraj po południu lepiej mi było, ubrałem się już jak do miasta i pojechałem już niby urzędownie do Tomaszowa. Zajechałem do x. Dietricha, kanonika, dziekana dekanatu Brzezińskiego, proboszcza Tomaszowskiego […]. Zaraz przyleciał gdy już dano znać, że przyjechałem, bo był gdzieś w mieście. Zafrasował się bardzo żem go wyprzedził, bo on chciał być pierwszy u mnie; jest on bardzo nam wszystkim przychylny; Stanisław uprosił go żeby miał opiekę nad pałacem. Zaproponował mi dziekan obejrzeć pałac, przyjąłem, obszedłem wszystkie kąty , pokój gdzie się rodziłem, salon niebieski, dużą salę, salę bilardową, kaplicę, archiwum Papy, gabinet mamy, pokój Julki, nasze dziecinne pokoje, oranżeryję, ptasiarnię, wszystko. Byłem na wieży. A też wam powiem ogólne wrażenie moje. To kawałek raju ziemskiego ten Tomaszów, jak dla nas przynajmniej. Nie wiem co młodzież dozna kiedy zobaczy miejsca których nie pamięta, […]. Patrząc z wieży na to miasto istotnie śliczne, na ten staw na te rozmaitości rzeczy wiejskich i miejskich jakoś rzewno mi się zrobiło do pamięci tego dobrego, pracowitego i zarazem poetycznego kochanego człowieka jakim był nasz drogi Ojciec. […] Co do stanu dzisiejszego Tomaszowa, tyle powiem. Pałac tak jak był i przed pałacem tak samo wszystko tylko trochę zapuszczone. Drzewa miedzy pałacem a browarem znacznie przerzedzone, Gustek całkowicie wycięty, ani śladu, las ku Bocianowi stoi, ale znacznie wylichtowany, wielki piec zniesiony. […]. Dzisiaj odwiedził mnie Grześ, syn Rafała kucharza; Ludwik go spamięta. Trzyma karczmę w Piekle i zaraz do mnie przyleciał gdy się dowiedział o moim przyjeździe. Dobrze prowadzi i ma się nieźle. Naprzypominaliśmy sobie wiele rzeczy bo jeżeli Mama pamięta on był tak […] przy nas. […] Zabawię tu dwa tygodnie a listy mi z Warszawy tu będą przysyłać. Powietrze tu zdrowe i chociaż kaszel mój nie mija i wiele jeszcze rzeczy dolegają na zdrowiu, przecież mam nadzieję, że się trochę podrestauruję zanim się do Mader wybiorę. […]
13go sierpnia
Byli tu dziś u mnie przed południem wszyscy sołtysi z Tomaszowszczyzny winszować powrotu w imieniu gromady. Najstarszy z nich mówił, że przez 26 lat Ojca nie mieli, ale spodziewają się teraz lepszych czasów. Na ganku ich przyjmowałem po staropolsku, zapowiedziałem powrót Mamy i zapewniłem że Duch śp. Ojca będzie tu znowu kierował.
Zawada 28 sierpnia 1857
[…] W całym komplexie Tomaszowskim nie ma ani jednego dębu ani jednej sosny starej; wszystko młodzież, zagajniki i las przerzedzony, wszystko konno objeżdżałem. Krocia tysięcy złotych zmarniały w lasach. Rozchodzi się wieść, że bardzo ostro się biorę do zbadania stanu rzeczy i to zdrowo działa na tych którzy do szkody przywykli, a jeszcze mają parę lat do szkodzenia. Co do pojmowania mojego stanowiska oględnie staram się postępować. […] Chłopi choć oczynszowani w istocie niezależni ode mnie przychodzą z prośbami o pomoc, o radę, to o wstawienie się do władzy to po sąd. Już kilka spraw rozsądziłem. […] Jeszcze dziś rano miałem taką sprawę. Pasierby kłóciły się z macochą o schedę i już raz byłem na sprawie sądowej, bo już była skarga w Trybunale, ale potem przynieśli do mnie podanie na piśmie […]. Naznaczyłem dzień na dzisiaj i przyszła macocha z córką i pasierby, sołtys i starzy ludzie na świadków, wysłuchało ich się, pogodziło, zastępca mój (bo jestem z prawa wójtem gminy) ułożył wyrok, wszyscy się zgodzili, pasierby z macochą całowali się, popłakali […], gdy im wyrok na ganku obwieściłem i wszyscy się zadowoleni ruszyli po sądzie polubownym. Oni mówili mi, że przez tyle lat oćca tu nam nie było, a teraz Ociec nam wrócił więc już będziewa mieli opiekę.[…] Jest tu bardzo wiele dobrego do czynienia. Jest czem życie zapełnić; nie mówię już o wyratowaniu majątku, ale tak ogólnego dobra. Zapowiedziałem Dziekanowi […], że się ostro weźmiemy do budowy kościoła. Rzecz tak jest. Nasz śp. Ojciec zapisał fundusz na kościół w kwocie złp 140.000. Ten fundusz jest gotowy w Banku. Tylko pochodzić za budową, anszlagami i rzecz będzie. Za 4 lata będzie nowy kościół, tylko mi chodzi żeby jakiego paskudztwa nie ulepili jak tu często bywa. Ja mam od wielu lat mój plan na kościół w Tomaszowie i tak musimy przeprowadzić, a mianowicie w stylu gotyckim, ale skromnym, z cegły czerwonej bez tynkowania, jedna wieża nad kruchtą. Takie budowy często widać w Normandii i Anglii, a w Wilnie już taki kościół św. Anny, śliczny. Raz pochwaliłem Dziekanowi ornat jaki miał na sobie w dzień Wniebowzięcia. […] On bardzo dumny z ornatów bo to wszystko własnym sumptem sprawia. […] Kościół poznałem po 26 latach. Co też się ze mną działo kiedy tam wszedłem pierwszy raz; było to w dzień Matki Boskiej, już było kazanie zaczęte bo tu kazanie jest przed sumą; Stanąłem sobie w tłumie chłopstwa z ziołami; bo to dzień Matki Boskiej Zielnej, po kazaniu przecisnął się do mnie zakrystian i oddał klucz do ławki dworskiej. […] pomniały mi się zamroczone powłoką lat wrażenia dziecinne. Podczas offertorium chłopy, tak jak za naszych czasów przyszli klęczeć przed ołtarzem ze świecami jarzącymi. Pytałem potem Dziekana co by znaczył ten obyczaj który wybornie z dziecinnych lat pamiętałem, ale którego gdzie indziej obchodzonego nie uważałem. Powiedział Dziekan, że to dla uczczenia P.N. Sakramentu, że dawniej chłopi ten przywilej sobie wyrobili, następnie chciano im go dla mieszczan odebrać, ale jak się chłopiska uparły, tak i nie dali się. Kościół jest w dobrym stanie bo jak Mama pamięta z modrzewia budowany, a ten modrzew to wiekuiste drzewo. Kiedy będzie kościół murowany ten swoją drogą zasłoni się; będzie ich dwa. Potrzebny tu wikary i o tem pomyśli się. Dobrze życzyłem Dembińskiemu, ale najsmutniejsze mnie dochodzą o nim wieści i to z wiarygodnych bo bezinteresownych stron. Przypadkiem się wykryło że to on Gustek wyciął i dęby rozsprzedał i wiele innych sztuczek. […] W kilka dni po moim przyjeździe gdy się sołtysów pytałem o moją mamkę Lasocinę dali jej znać, przyszła do mnie z mężem. Jeszcze czerstwa, ma 4 dzieci ożenionych i powydawanych za mąż, ma osadę w Skrzynkach za Tobiaszami. Dałem jej upominek i obiecałem, że ją odwiedzę. Bardzo mnie ucieszyły jej odwiedziny. Kiedy im kazałem dać przekąskę jej mąż się wstydził jeść wraz ze mną, tak ona do niego: nie wstydzilibyście się, dyć to nasze dziecko. Odwiedziłem ją, pojechałem sobie konno temu parę dni do Tobiaszów i do Skrzynek. Był też u mnie Bielecki Grzegorz, ów Grześ co go Ludwik dobrze pamięta, syn Rafała kucharza, ten Grześ co to z nami się zawczasu bawił. Teraz trzyma karczmę w Piekle, bardzo się dobrze prowadzi i interesa robi dobrze. Przysłał mi szczupaka z Pilicy. Ja mu wyszlę książek z Warszawy dla dzieci które chodzą do szkoły w Tomaszowie. […] Życzliwość jest u wielu i widzę u wielu radość z naszego powracania. Temu 10 dni wychodząc z kościoła, a była massa ludu , widzę jakoś mi zachodzą drogę, nieśmieją przybliżyć, ja do nich, a kto wy tacy, dzieci? A to ja Kuba – jaki Kuba? – a Kuba Sałaciński, co byłem przy Panu Tomaszu i Panu Józefie [Krystyn] i Panu Stanisławie [synowie Antoniego hrabiego Ostrowskiego z pierwszego małżeństwa] co ich woziłem do Bolestraszyc – Drugi znowu wychodzi: a i ty bracie ktoś taki, a ja Domaradzki. O to jesteś stolarzem mieszkałeś za stawem. A tak bardzo mu to do serca trafiło, żem go spamiętał. Ośmielił się i pyta kto też to Pan jest: bo tu mówią że Pan Antoni wrócił, a my nie pamiętamy żadnego p. Antoniego. I wszyscy pilnie się patrzą co odpowiem. Ja na to – ot jestem Goworek, czy teraz pamiętacie – aha, aha to ja wam mówiłem, że to musi być Goworek, odzywa się któryś z kupy co nas otaczała. Zaraz się pytać, a pan Józef [Krystyn] czy żyje – żyje i przyjedzie, a pan Ludwik żyje – żyje i przyjedzie. […] I tak się gawędziło chwilkę ażem na bryczkę wsiadł. Gabrychowa mamka Juzi umarła. O mamkę Ludwika nie mogłem się dopytać, tyle mówią że to była kominiarka z Ujazda. Najprzychylniejsi są nam chłopi i Żydzi, Niemcy milczą i stronią. Hastermann następca Offermanna co ma Batawię był tu w Zawadzie przed trzema dniami z żoną, zajechał ekwipażem przed dworek, poszedł prosto do sadu, kupił gruszek od ogrodnika, a widząc mnie siedzącego na ganku nawet nie ukłonił się na własnych śmieciach moich i mój administrator zwrócił uwagę jego i powiedział mu kto jestem, skłonił się […] i poszedł. Młody Stumpf był za to u mnie z wizytą, sztywny nieco nawet szorstki. […] Ogólne wrażenie po dwóch tygodniach pobytu w tych stronach jest równie przyjemne jak od początku; najczystsze wspomnienia dziecinne, a przy tem choć tu tyle zniszczonego jest w wielu względach jeszcze jest tu pole do pracy. Ale już to pracy będzie potrzeba ogromnej. Jedno z drugiego się wywija, wszystko tu robię tak aby zatkać dzisiejsze dziury, a zarazem przygotować przyszłość; i to idzie – tak mi się perspektywa każdego dnia przedłuża i rozszerza. Będzie to robota na długie lata. […] Żniwa już ukończone i na świętego Bartłomieja już się odbył pierwszy zasiew ozimy. Urodzaj niezły. Grunta tu są wysilone bo po kilka lat raz po raz kartofle na jednym polu sadzono, a zresztą nawozu było mało. Ale przy wytrwałości wszystko się uporządkuje. […] Zabawię w Zawadzie jeszcze kilka dni, bo mnie naglą o powrót do Warszawy, gdzie inne czynności równie ważne mnie czekają, a tu tylko na teraz rachunków pootwieram. Mam tu dotąd dwóch assessorów ekonomicznych którzy od 5tej z rana kontrolują rejestra, inwentarze, itd. […] A dworek mój drewniany, pochylony trochę; z jednej strony kuchnia i komora dla czeladzi, z drugiej strony kancelaria, jeden pokój wspólny, mój pokój, pokój administratora i przystawka gdzie assessorowie się mieszczą. Ciasnota, mebli nie ma, rymarz co chomąta narządza dla koni fornalskich jest naszym kucharzem; żyjemy skromnie w pięciu na kupie[…]
Antoni Józef Tomasz hrabia Ostrowski przyszedł na świat 15 marca 1822 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w pałacu tomaszowskim, zmarł 160 lat temu – 31 marca 1861 roku w Warszawie. Jest pochowany na Powązkach wraz ze swoim bratem Ludwikiem.
Magdalena Sepkowska
Ilustracja pochodzi ze szkicownika Piotra Michałowskiego z roku 1832. Autor listów Antoni Józef Tomasz Ostrowski to stojący chłopiec. Obok jego matka Antonina Ostrowska i młodsze rodzeństwo Jadwiga i Ludwik. Poniżej naszkicowana głowa Julii Michałowskiej z Ostrowskich. Muzeum Narodowe w Warszawie szkicownik Rys. Pol 7244, karta 12a. (o szkicowniku można przeczytać w Ostrowski J.K. Ostrowski, E. Wichrowska, Pomiędzy powstaniem, a emigracją. Podgórski szkicownik Piotra Michałowskiego z 1832 roku, Kraków 2019)
Archiwum Naukowe Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego, Spuścizna Jana Piotra Dekowskiego, sygn. 041. (fotografia listu, tekst)
Topograficzna Karta Królestwa Polskiego wyd. w r. 1843 z data 1839 […]. Oprac. przez Kwatermistrzostwo Generalne W.P. w l. 1822-1831, wykończona przez ros. Korpus Topografów pod kier. Gen. Richtera w l. 1832-1843, Kol. III. Sek. V., https://bg.uwb.edu.pl/TKKP/?mapa=3-5 [dostęp:13.04.2021]